sobota, 20 września 2014

Początek przygody: zapach Korfu i Souvlaki

widok z okna przy naszym ulubionym stoliku
    Temu, że Korfu jest kobietą nie da się zaprzeczyć. Gdy tylko postawi się stopę na korfijskiej ziemi, w twarz uderza ciepło, a nozdrza wypełnia perfumiany, subtelny zapach, zupełnie jakby wpadało się w objęcia długowłosej bogini piękna. Ale czy Kerkira, jako zwykła nimfa, była w stanie uwieść samego boga mórz? Co sprawiło, że to przez jej ramiona Odyseusz nareszcie odkleił się od klątwy długoletniej podróży i trafił do domu?
   Kiedy przyjechałam na Korfu, wyspę przez miejscowych zwaną Kerkirą – od imienia nimfy, kochanki Posejdona, której według legendy poświęcona jest wyspa – poczułam się jakby z moich stóp wyrastały korzenie. Podróżowałam po wielu krajach, byłam w wielu pięknych miejscach, nawet mieszkam w jednym z najpiękniejszych zakątków ziemi, jednak ta dzika, ale zarazem okiełznana wyspa sprawiła, że od pierwszego oddechu całe moje ciało mówiło mi „jesteśmy w domu”. Roztaczające się gaje oliwne, wszechobecne cytrusy i dosłownie wszędzie rosnące zioła i opuncje sprawiają, że wyspa wydaję się być rogiem obfitości, nieskończonym darem natury dla człowieka. Po głębszych obserwacjach zauważyłam, że w zasadzie na każdym kroku rośnie coś nie tylko jadalnego, ale i sycącego, pełnego smaku, wartości odżywczych, coś, co zapewnia nie wyłącznie przeżycie, ale i ucztę każdego dnia. I to wszystko na wyciągnięcie ręki.
   Bujna roślinność i niesamowita wydajność roślin jest zasługą padającego tu częściej, niż w pozostałej części Grecji, deszczu. Próżno szukać tu biało-niebieskich domów, spietrzonych na skałach. Zamiast tego są ukryte w gajach oliwnych chatki, kamienno-drewniane miasteczka wyrastające ze szczytów wzgórz i wszechobecna zieleń wymieszana z czystym, błękitnym morzem.
Także Grecy są tutaj jakby inni. Poprzez brytyjskie i wenecjańskie wpływy, Korfu jest bardziej zeuropeizowane, niż reszta kraju, wyraźnie naznaczona przez lata tureckich najazdów. Grecy na Korfu co prawda specjalizują się w różnych rodzajach siedzenia, picia kawy i życia bez najmniejszego pośpiechu, jednak temperament i akcent mają bardziej włoski. Jednakowo grecka duma jest w nich tak wielka, jak wszędzie – doskonałym przykładem jest przepis na idealną rybę, który otrzymałam w jednej restauracji, i o którym opowiem Wam innym razem.
    Zatrzymaliśmy się w Agios Georgios South, malowniczym, ale i spokojnym zakątku południowej części wyspy, w fantastycznym hotelu Bruskos, którego atmosfera wprowadzana przez właścicieli jest naprawdę godna polecenia. W samym miasteczku aż roi się od restauracji, głównie z tradycyjną grecką kuchnią, ale znaleźliśmy też lokale przystosowane do brytyjskiego podniebienia (wszechobecne full english breakfast), albo takie, które w zasadzie same nie wiedziały co sobą reprezentują (chilli con carne, tarte tatin, burgery, shepherd's pie i kiełbasa z grilla tuż obok gyro w picie). Jako że nasze wakacje miały polegać głównie na jedzeniu, leżeniu, kąpaniu się w morzu i zwiedzaniu nie chcieliśmy marnować czasu i żołądków na coś, co możemy dostać wszędzie. Pozstawiliśmy oczywiście na tradycyjną grecką/korfijską kuchnię i następnym razem zrobimy to samo. Pierwszą restauracją, do której dotarliśmy była Panorama, jednak to nie o niej chcę Wam dzisiaj opowiedzieć.
otwarte cały dzień (i całą noc!), codziennie.
   Dwie minuty leniwego spaceru od naszego hotelu znajdowała się niepozorna, mało nowoczesna taverna Kafesas. Mijaliśmy ją przez pierwsze trzy dni i uważam, że o trzy dni za długo. Mimo, że jest schowana w najdalszej części głównego deptaka i w porze lunchu raczej tu pusto, to wieczorami najlepiej jest zarezerwować sobie stolik. Przychodzi tu dużo lokalnych ludzi, a wieczorami grupy skuterów i quadów przemierzają drogę nawet z Argirades, bzycząc przy tym jak stado szerszeni, po to tylko, żeby zjeść i wypić w Taverna Kafesas. To znaczy, że warto.

Souvlaki w Tavernie Kafesas
 Przystawkę, nauczeni doświadczeniem, zamawialśmy jedną na nas dwoje. Do tego chrupiący, obowiązkowy chleb z oliwą i dzbanek domowego wina na początek. I muszę powiedzieć, że sam start był wyborny, jednak gdy przynoszono nam główne danie zaczynałą się „ommm” i „ammm” wraz z przewracaniem oczami z zachwytu. Jednym z tradycyjnych dań kuchni greckiej, które tam spróbowaliśmy były Souvlaki – grubo krojona wieprzowina, długo marynowana w ziołach i soku z cytryny, nadziewana na metalowe, płaskie szpadki i pieczona na węglu drzewnym. No i zakochaliśmy się. Po powrocie do domu kupiliśmy nawet potrzebne szpadki i jako jedno z pierwszych odtworzeń smaków wakacji, na warsztat trafiły właśnie Souvlaki. Skorzystałam z gotowej mieszanki przypraw, kupionej w lokalnym sklepie, jednak jej skład jest bardzo prosty, a przepis podaję poniżej.

nasze dzieło!
Souvlaki:
1kg karkówki wieprzowej
sok z 1 cytryny
płaska łyżka soli
2-3 cebule
2-3 dojrzałe pomidory, lub garść pomidorków koktajlowych
2 dojrzałe papryki
5 łyżek oliwy z oliwek z pierwszego tłoczenia

1 łyżka nasion kolendry
2 łyżki suszonego oregano (greckie oregano różni się od tego dostępnego w naszych sklepach, jest zazwyczaj zbierane dziko rosnące, suszone wraz z kwiatami, dlatego jego aromat jest bardziej wyrazisty, choć lżejszy od naszego odpowiednika)
2 łyżki suszonego tymianku

   Karkówkę kroimy w grube kawałki, dobrze żeby były takiej samej wielkości. To samo dotyczy pomidorów, papryki i cebuli – da nam to nie tylko łądniejszy wygląd dania, ale i pozwoli wszystkim składnikom upiec się w tym samym czasie. Mięso solimy i odstawiamy na około 20 minut. Mieszamy kolendrę, lekko ją rozbijając (można w moździerzu, można tłuczkiem do mięsa albo łyżką) z oregano i tymiankiem. Dodajemy do mięsa, polewamy oliwą i sokiem z cytryny, następnie wyrabiamy przez chwilę dłonią tak, aby przyprawy pokryły dobrze każdy kawałek karkówki. Zostawiamy na co najmniej 2-3 godziny, a najlepiej na całą noc w lodówce.
Rozpalamy grilla i zabieramy się o nadziewania souvlaków. Na metalowe szpadki (jeżeli nie mamy metalowych możemy użyć drewnianych, ale wtedy moczymy je w zimnej wodzie przez pół godziny i zwiększamy czas grillowania o około 10 minut – metalowe szpadki nagrzewając się pieką mięso również od wewnątrz) nadziewamy po kolei: dwa kawałki mięsa, kawałek pomidora, cebuli i papryki, znów dwa kawałki mięsa i tak do końca. Dobrze, aby na samym końcu znajdowało się mięso. Pieczemy na grillu, często obracając, około 25 minut, w zależności jak grube kawałki mamy, można sprawdzić czy są gotowe zdejmując jeden kawałek mięsa – powinno być upieczone, ale pozostać soczyste w środku, a chrupiące na zewnątrz.
Souvlaki podaję się z frytkami lub pitą, koniecznie z kawałkiem cytryny do doprawienia. My zaserwowaliśmy je sobie z tzatzikami, frytkami i zimnym piwem. I dopóki nas zima nie zaskoczy regularnie będziemy je serwować :)
restauracja jest dwupiętrowa. tu wejście od plaży
meze możemy wybrać sobie sami.
widzimy także z jakich owoców i warzyw przygotowane będą nasze posiłki
rybacki wystrój zaprasza do spróbowania ryb z dzisiejszego połowu
  Jeżeli podobała Wam się pierwsza część mojej relacji z Korfu, już za kilka dni zapraszam na kolejną, wraz z kolejnym przepisem. Przepis na souvlaki pochodzi z moich własnych obserwacji i informacji otrzymanych od znajomej Greczynki. Dajcie znać jak Wam wyszło! :) 
 

2 komentarze:

  1. Cudowna fotorelacja, zazdroszczę Ci. sama chciałabym tam być! Rewelacyjnie to opisałaś Olu! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i zapraszam do wypróbowania moich przepisów :] Komentujących nie posiadających konta (komentujących jako Anonimowy) proszę o podpisanie się w treści komentarza.