poniedziałek, 8 marca 2010

Sushi „Bo TAK!”, czyli bardzo kobieco...


Dzisiejszy dzień można określić jednym słowem – wyjątkowy. Dlaczego? Dlatego, że kobiety, które mają swoje święto, są stworzeniami nad wyraz nietypowymi. Przekonuję się o tym codziennie spędzając czas z samą sobą i analizując w domowym zaciszu moje enigmatyczne postępowania. Jak na przykład sushi, które nie do końca ma wiele z prawdziwym sushi wspólnego, poza tym, że najzwyczajniej w świecie chciałam je zjeść w takiej nie innej postaci. Własnoręcznej postaci. Gdy jednak zastanawiałam się nad sensem mojego uporu przy tejże potrawie (bo trzeba dodać, że mama przygotowała frytki, a frytek się nie odmawia), z radością stwierdziłam, iż mogę się z czystym sumieniem wytłumaczyć najcięższym i najbardziej skutecznym argumentem. Otóż miałam ochotę na domowe sushi i chciałam je zrobić właśnie dzisiaj BO TAK! Czyż jest coś bardziej kobiecego od tych subtelnych, choć stanowczych dwóch słów?


Sushi „Bo TAK!”

2 płaty alg nori
szklanka ryżu
200g paluszków surimi
kawałek zielonego ogórka
4 grzyby shitake
wasabi
sos sojowy
ocet ryżowy


Ryż dobrze wypłukałam, mieszając aż woda była przejrzysta. Zostawiłam na pół godziny w wodzie, po czym ostatni raz wypłukałam, zalałam wodą w proporcji mniej więcej 1:1 i gotowałam na małym ogniu przez 15 minut, często mieszając. W osobnym garnku podgrzałam 5 porządnych łyżek octu ryżowego i po szczypcie soli i cukru, po czym gdy cukier i sól się rozpuściły, wymieszałam całość z ryżem, pozostawiając go do ostygnięcia.
Z ogórka wycięłam miąższ i pokroiłam go w dość cienkie paski, tak samo jak namoczone wcześniej grzyby i surimi. Nie jestem szczęśliwą posiadaczka maty bambusowej, więc zawiązując buta dżdżownicą, kolejny raz dałam upust swej wyobraźni i na stole rozłożyłam mocno wykrochmaloną ścierkę. Na rozłożone algi nori nałożyłam cienką warstwę ryżu, zajmującą około 2/3 całego płatka. Na samym środku płachty ryżu układałam kolejno surimi, shitake i ogórka, po czym cienką warstwą wasabi wysmarowałam krawędź wodorostów (tą bez ryżu). Zrolowałam całość w dość komiczny sposób walcząc ze ściereczką i ostrym nożem pokroiłam na około 1,5cm kawałki. Do dwóch miseczek nalałam sosu sojowego z tym, że w jednej z nich zmieszałam go z odrobiną wasali, następnie rozdałam pałeczki i głowiłam się co zrobić z pozostałymi paluszkami surimi.
Przypomniał mi się wtedy przepyszny i niesamowicie prosty przepis na smażone kalmary, które szybko stały się moim ulubionym daniem. Postanowiłam więc ubrać w tą szatę surimi, co notabene okazało się być świetnym pomysłem.


Chrupiący „makaron” z surimi

paluszki surimi
garść grubej soli
trochę pieprzu
2 łyżki oliwy z oliwek


Oliwę rozgrzewam na teflonowej patelni (jakby się uprzeć to można też w woku – ale po co?...), a gdy jest już wystarczająco gorąca wrzucam na nie odpakowane i odsączone paluszki. Mieszam je drewnianą łyżką i pozwalam im się rozwarstwiać na cienkie paseczki. Gdy nabierają złocistego koloru odsączam je na papierowych ręcznikach, przekładam do miski i posypuję solą wraz z pieprzem. Prosto, pysznie i przyjemnie. Jest czas na pomalowanie sobie rzęs – bo tak…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i zapraszam do wypróbowania moich przepisów :] Komentujących nie posiadających konta (komentujących jako Anonimowy) proszę o podpisanie się w treści komentarza.