piątek, 12 kwietnia 2013

Ciabatta ze stekiem w marynacie z oleju z pestek słonecznika. Zielony Nurt - moje odkrycie roku!

Jakiś czas temu dostałam propozycję od firmy Zielony Nurt aby spróbować i zrecenzować jeden z ich produktów. Jako, że firma zajmuje się naturalnym tłoczeniem olejów na zimno, ja – olejowa maniaczka – lepiej trafić nie mogłam. Naczekałam się sporo, ponieważ przesyłka trafiła najpierw do mojego domu rodzinnego, następnie dopiero w przedświątecznej paczce do mnie, a następnie najwięcej czasu zajęło mi kombinowanie w czym wykorzystam sprezentowany mi olej z pestek słonecznika. Nie zrozumcie mnie źle – myślenie nad aranżacją nie tyczyło się bynajmniej braku pomysłów, a wręcz przeciwnie, ich nadmiarowi. Do tego chciałam zapoczątkować moją przygodę z olejem z pestek słonecznika od  czegoś naprawdę szałowego. Ale najpierw kilka słów odnośnie oleju samego w sobie:

Czułość, z jaką tworzony i dystrybuowany jest produkt firmy Zielony Nurt zaskakuje od samego początku, zapakowany szczelnie w styropianowe pudełko, zabezpieczony jest w celu zapewnienia najlepszej jakości produktu, którzy otrzymujemy. Szczerze mówiąc, było to dla mnie bardzo istotne, ponieważ często zdarzało mi się kupować rzeczy w kruchych opakowaniach, które przychodziły uszkodzone lub niepożądanie wstrząśnięte. Ale to taki drobiazg, nie mniej cieszył.
Po otwarciu buteleczki możemy przenieść się na pole kwitnących,  pękatych słoneczników i prawie poczuć letnie słońce odbijające się od żółtych płatków. Zapach mnie zniewolił, nie jest zbyt intensywny, ale wyrazisty, co sprawia, że nie trzeba szczególnie martwić się o to, że olej mógłby zdominować smak potrawy, jak w przypadku np. oleju sezamowego. Oprócz zastosowania kulinarnego, olej z pestek słonecznika ma też zastosowanie upiększające – potwierdzam z całą pewnością, gdyż doskonale nawilżył mi spękane usta i podreperował wysuszone skórki przy paznokciach, użyty jedynie trzy razy w małej ilości :)
No i smak. Uwielbiam ziarna słonecznika, dodaję je często do sałatek, kanapek, zup, ale w niektórych sytuacjach ich chrupkość po prostu nie zdaje egzaminu, dlatego też delikatny pestkowy smak oleju uratował mój słonecznikowy szał i w końcu mogłam poszerzyć horyzonty kulinarnych zmagań.
Jako, że jestem szczęściarą i zazwyczaj spadam na cztery łapy, olej ten pojawił się również jako najlepszy i najnaturalniejszy sposób na mój niedobór cynku w organizmie, ponieważ poprzez tłoczenie na zimno  nie traci właściwości ziaren, z których powstaje. Jest też doskonałym wspomagaczem układu odpornościowego, a przy ostatnich temperaturach jest to dla  mnie jego bardzo istotna cecha.
Podsumowując – ogromny plus zarówno dla smaku, szerokiego wachlarza zastosowań, jak i właściwości. Zdecydowanie zaopatrzę się w niego gdy tylko się  skończy. Jedyny minus jaki w nim znalazłam to jedynie pół roku przydatności do spożycia – więc nie będę mogła kupić kilku butelek na zapas, ale to charakterystyczne dla olejów tłoczonych na zimno i w zestawieniu z jego zaletami, jest to jedynie kosmetyczny uszczerbek. W każdym razie zachęcam Was do spróbowania, poczytania więcej na ten temat na stronie producenta Zielony Nurt, oraz jak już zdecydujecie się go wykorzystać, do podzielenia się swoją opinią  na ten temat.

Dobrych wiadomości ciąg dalszy.
Eksperymentując z ostatnio coraz bardziej ukochaną mi wołowiną postanowiłam skonstruować przepis na to, co tygryski lubią najbardziej, czyli porządną kanapkę. Padło na pełnoziarnistą ciabattę, rukolę i stek z prawdziwego zdarzenia. Jedyne w czym zakręciłam to marynata do mięsa, w której stek wylądował nie przed, lecz po usmażeniu. Zdecydowanie jest to dla nas teraz obiad numer jeden pod względem szybkości, pożywności i przede wszystkim pyszności. Zapraszam! :)




Ciabatta ze stekiem w marynacie z oleju z pestek słonecznika:


3-4 pełnoziarniste ciabatty

garść rukoli na każdą bułkę

ok. 500g stek grubości około 2cm

sól morska

pieprz tłuczony





 Marynata:

50ml oleju z pestek słonecznika tłoczonego na zimno

łyżka soku z cytryny
posiekana mała szalotka

posiekana czerwona papryczka chilli

ząbek czosnku drobno posiekany

garść liści kolendry

 
 
Ciabatty podgrzałam aby stały się chrupiące z zewnątrz i miękkie w środku. Stek wyjęłam pół godziny wcześniej, aby nabrał temperatury pokojowej, natarłam solą, pieprzem i oliwą z obu stron i ułożyłam na mocno rozgrzanej, nie przywierającej patelni. Smażyłam 6 minut, obracając go co minutę (możecie smażyć dłużej, lub krócej, w zależności jakie steki lubicie, my jemy wysmażone, ale miękkie), zdjęłam z patelni i dałam mu odpocząć na talerzu.
Pokroiłam drobno kolendrę, a pozostałe składniki marynaty wymieszałam ze sobą w osobnej miseczce. Gdy stek puścił soki natarłam go solidną porcją marynaty i obtoczyłam w posiekanej kolendrze. Przekrojone bułki nasączyłam sokiem ze steku i wypełniłam rukolą. Mięso pokroiłam w 0,5cm grubości plastry i układałam jako finalną wersję kanapek.
Zjedliśmy, ale nawet nie wiem kiedy, takie było dobre :)

Marynata.

mniam, mniam, mniam, mniam...


6 komentarzy:

  1. The bread and the completed sandwich both look delicious. I hope your weekend is off to a good start. Blessings...Mary

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thank you - you really should try it, maybe as a picnic dish? :)

      Usuń
  2. Buła w sam raz ze stekiem :) zaczal sie sezon grillowy to i stek do bagietki z grilla :) polecam zdrowe jedzenie, przepisy z grilla i opiekanie bułek na świeżym powietrzu dodadza smaku przy zblizającej się majówce :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Stek co prawda tonie moja bajka, ale .... muszę przyznać, że kanapka wygląda bardzo zachęcająco :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i zapraszam do wypróbowania moich przepisów :] Komentujących nie posiadających konta (komentujących jako Anonimowy) proszę o podpisanie się w treści komentarza.