piątek, 18 marca 2011

.

Mimo, że z czystego szacunku do czytelnika powinnam się tłumaczyć, nie uczynię tego – z czystego szacunku do własnej prywatności. Proszę jedynie osoby, które zawiedzione były moim nagłym zniknięciem bez słowa i podsumowania o wyrozumiałość i brak dociekliwości.

Po raz kolejny zmieniliśmy mieszkanie – tym razem padło na Opole i blokowiska – także wraz ze zmianą trybu życia zmienił się również styl kuchni naszej dwójki. Zawsze zapobiegliwie gotuję nadwyżkę, by później z czystym sumieniem twierdząco kiwać głową gdy Głodomora i Duży Głód zaglądają z nadzieją w oczach przez drzwi kuchni. Bo rodzina nam się powiększyła, zapomniałabym dodać, o Głodomorę i Dużego Głoda (jeszcze Kasię, ale ta nie przejawia maniakalnych napadów głodu), czyli nowych współlokatorów, z którymi mamy zaszczyt dzielić kuchnię, przedpokój i łazienkę i od czasu do czasu garnki.

Szczerze mówiąc, bałam się mieszkać z obcymi początkowo ludźmi, być może dlatego, że kiedyś taka przygoda skończyła się dla nas mało przyjemnie, ale „kij im w ryj” jak mawiał Elvis. Nasze obecne Szanowne Współlokatorstwo jest warte gotowania na kolonijną skalę, bo i pośmiać się z nimi i popłakać, a strefa prywatności ani razu nie została naruszona. Jeśli wiecie co chcę powiedzieć.

Patrząc w teraźniejszość (skończyłam z przeszłością) uważam, że jestem w dupie, ponieważ kroczy ku mnie milowymi krokami obrona licencjatu, z którego mam niepełny pierwszy rozdział, ale kto by się tym przejmował w tak żałośnie nie przyszłościowej nauce jaką jest socjologia… Z powodów takich, iż nie słynę z systematyczności oraz pracowitości pod względem nauki (zwłaszcza tej, która boleśnie mnie zawiodła i mam ją gdzieś), gotuję. A że istnieją osoby, które to wszystko zjedzą, gotuję dużo i często. Sprzątam. Ćwiczę. Robię WSZYSTKO byleby się nie uczyć i nie pisać. Toteż po długim okresie bezrobotności w dziedzinie prac artystycznych powróciłam do decoupage’u, grzebania biżuterii oraz rękodzieł wszelakich. Jak będę grzeczna i któreś z mych dzieci w końcu sfotografuję postaram się i tym pochwalić na łamach mojego kawałka sieciowej przestrzeni.

Wraz z przeprowadzką, jak już wspomniałam, zmienił nam się dość mocno tryb życia i jedzenia, zatem musicie się przygotować na nieco zabójczo zdrowej żywności o morderczo pysznym wydźwięku. Zabrzmiało jak trailer kryminału? No, bo już dawno miałam się dopasować do mody na „zabili go i uciekł” wpychanego w każdą fabułę. Czy tylko mi to działa na nerwy?...

Zanim wejdziemy do kuchni, jeszcze jedno – dziękuję absolutnie wszystkim, którzy mnie obserwują mimo tak długiego odstępu czasu od ostatniego wpisu (ja Was po cichu szpiegowałam na blogach i facebooku, nie zapomniałam o nikim).

Jako, że moja Gosia Siostra ma jutro urodziny zaplanowałam fotorelację z przygotowywania tortu wraz z Mamą Walentyną, także "zacieram łapki i do roboty!" (to też powiedział Elvis?). See you tomorrow cookies!

1 komentarz:

  1. fajnie że wróciłaś;) widzę wiele zmian u Ciebie ostatnio. gratuluję dobrej ekipy mieszkającej, czasem trafia się na prawdę na kosmitów (wiem coś o tym bo łącznie przeszłam przez 7 mieszkań i bardzo różnych ludzi). przesyłam wirtualnego kopniaka byś wzięła się za pisanie;P a piszę to dziewczyna co za 2 miesiące ma obronę mgr i nawet jednego zdania nie napisała ;)
    to w takim razie czekam tortu;)

    pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i zapraszam do wypróbowania moich przepisów :] Komentujących nie posiadających konta (komentujących jako Anonimowy) proszę o podpisanie się w treści komentarza.