Niekiedy wydaje mi się, że moje życie
tańczy tango. Sunie powoli i obiecująco, po czym z mocnym przytupem
prędko się oddala, by za chwilę znowu wrócić do
rozleniwionej postaci. Tak oto przez ten miesiąc rzuciłam mało
obiecującą pracę, wybrałam się na całe pięć dni do upalnej
Polski, wróciłam do krainy wiecznego deszczy zahaczając
niemalże o depresję. Obecnie znowu wszystko zmierza ku górze,
ale jak wiadomo za lekko być nie może, zatem po kamienistej drodze.
Albo się z tym pogodzić, albo leżeć i płakać.
Obserwując swoje ciało, jeszcze kilka
dni temu nie wydawałam się być zadowolona. Nie chodzi tu
bynajmniej o jego masę, z którą mniej lub bardziej się już
pogodziłam, ale o jego stan zdrowotności. Nie będę się czarować,
że tryb życia, który prowadziłam nie miał na to wpływu.
Miał i to, niestety, kluczowy. Zatem postanowiłam zdecydowanie
zmienić sposób swojego odżywiania, trybu funkcjonowania itd.
itp. Poczytałam sobie o diecie (tak! o diecie! - tego jeszcze nie
grali...) zgodnej z grupą krwi. I o dziwo, bardzo mi się ona
spodobała, co więcej znalazłam w niej uzasadnienie wielu zachowań
mojego organizmu w stosunku do niektórych produktów
spożywczych, jak np. mleko. W dodatku nie wymaga ona w zasadzie
żadnych ścisłych wyrzeczeń (bo wyrzeczeniom to ja niestety, ale
mówię „nie!”), a pobudza moją wyobraźnię do działania.
Zatem, jako że mamy z Łasuchem oboje grupę krwi A, zwiększyłam
ilość białek niezwierzęcych, odrzuciłam czerwone mięso, masło,
mleko w postaci nieprzetworzonej i co najważniejsze, ale już dodane
od siebie samej, nie obżeram się batonikami jak opętana. Póki
co od pięciu dni nie widzę drastycznych zmian (szczerze się ich
nawet nie spodziewam), jednak moja skóra, włosy, paznokcie
zaczynają wyglądać zdrowiej, mam więcej energii i dobrze sypiam.
Albo to siła autosugestii, albo rzeczywiście to działa. Do czego
zmierzam, pragnę przedstawić Wam kilka przepisów, które
wykombinowałam na potrzebę naszych codziennych obiadów,
śniadań i kolacji i od razu zastrzegam, że są one związane tylko
i wyłącznie z naszymi upodobaniami podciągniętymi nie pod to „co
powinniśmy jeść”, ale to „czego dobrze by było unikać”.
Nigdy nie powiedziałabym, że będzie to takie proste i ciekawe.
Zapraszam do mojego eksperymentu :)
Wczorajszy obiad nazwaliśmy „bitkami
sojowymi w sosie myśliwskim”, ale tak naprawdę to po prostu
zwyczajne, nieco nudne kotlety sojowe z całym zapałem tej nudy
pozbawione:
8 kotletów sojowych
5 ziaren jałowca
2 ząbki czosnku
4 suszone kapelusze prawdziwków
szklanka wody
łyżeczka soli
1,5 szklanki mocnego naparu z wędzonej
herbaty
trochę mąki żytniej
łyżka oleju słonecznikowego
łyżeczka jogurtu naturalnego
Kotlety włożyłam do miski z
posiekanym czosnkiem, kapeluszami grzybów i zmiażdżonym
jałowcem, zalałam szklanką gorącej wody, posoliłam i odstawiłam
na pół godziny. Dobrze namoczone kotlety odcisnęłam i każdy
z osobna obtaczałam w mące żytniej, następnie kładłam na
średnio rozgrzany olej i obsmażałam na rumiano z każdej strony.
Zalałam wodą z namoczonych kotletów i dodałam herbatę.
Gotowałam 15 minut na średnim ogniu i odstawiłam. Sos zgęstniał
sam dzięki mące żytniej i skrobi w kotletach. Dodałam łyżeczkę
jogurtu naturalnego, ale można ją spokojnie pominąć. Podałam z kaszą gryczaną i słodko-kwaśną sałatą z jogurtem.
Zjedliśmy jeszcze pomidorową z
makaronem, całkiem niezłą, nie chwaląc się. Nie mam zdjęcia,
ale przepis może się przydać:
1,5l bulionu warzywnego z łyżeczką
oliwy z oliwek
½ łyżeczki mielonego czarnego
pieprzu
4 kopiaste łyżki pure pomidorowego
(nie koncentratu!)
garść świeżej bazylii
łyżeczka jogurtu naturalnego
Bulion podgrzać, ale nie zagotować,
dodać pure z pomidorów i doprowadzić do wrzenia. Zdjąć z
ognia, dodać jogurt, pieprz i posiekaną bazylię. Można podać z
makaronem (orkiszowy jest świetny), ryżem, grzankami, czy czym tam
chcecie. Łasuch nie lubi pomidorowej, ale tą zajadał, aż mu się
uszy trzęsły – coś w tym musi być :)
Do tego spacer po plaży i podziwianie fruwających windsurfingowców - czego chcieć więcej? :)
Podoba mi się pozbawienie nudy kotletów sojowych :)
OdpowiedzUsuńOlu, tak czytam sobie Twój post.. i myślę sobie, że jesteś niezwykła ;]
OdpowiedzUsuńcudownie odmieniłaś kotleciki sojowe! chwała Ci za to ;]
Co do tej diety z grupą krwi, to ja musiałabym wykluczyć..wszystko co jem. No może przesadzam, kapustę mogłabym jeść;)
OdpowiedzUsuń@Grażynko - zapraszam zatem do wypróbowania :)
OdpowiedzUsuń@Karmel-itko - się zarumieniłam... :]
@Malwinno - hahaha, no niestety u Ciebie to groziłoby wiecznym glodem :)