Pogoda jest tak paskudna, że odliczam dni do wakacji w
Polsce jak małe dziecko odlicza dni do urodzin. Ratujemy się z Łasuchem
porządnymi, gorącymi i ostrymi daniami, dosładzamy sobie życie drożdżówką z
rabarbarem, a widząc przebłyski słońca wypadamy z domu jak strzały w kierunku
parku, gór, oceanu czy jezior. Kiedyś wydawało mi się, że pogoda nawet jeśli ma
wpływ na człowieka, to niewielki i jest to raczej psychologiczna zagrywka
ludzkiego nieokrzesanego umysłu, jednak teraz, tkwiąc w szarościach za oknem i
z trudem odróżniając dzień od nocy jestem absolutnie pewna, że słońce jest
nieodłącznym składnikiem dobrego samopoczucia.
W Irlandii zachwyca mnie przywiązanie do lokalnych produktów, ich łatwa dostępność i jakość. Fenomenalne jest dla mnie to, że mogę wybrać z której farmy, z którego ogrodu są produkty, jakie kładę na swój stół. Częściej też sięgam po różne rodzaje mięs, ryb czy owoców morza, które w Polsce omijałam szerokim łukiem, a to ze względu na cenę, a to ze względu na niewiadome pochodzenie. A szkoda, bo Polska jest krajem, który od wieków mógł się poszczycić wspaniałą żywnością, doskonałymi serami, mlekiem, wspaniałym drobiem czy dziczyzną – jednym słowem, jest się czym pochwalić i z czego korzystać. Tylko dziwnym trafem rodzime produkty znikają stłamszone przez te tańsze, modniejsze, zagraniczne. Ech, Do kraju tego… tęsknię do domu.
W Irlandii zachwyca mnie przywiązanie do lokalnych produktów, ich łatwa dostępność i jakość. Fenomenalne jest dla mnie to, że mogę wybrać z której farmy, z którego ogrodu są produkty, jakie kładę na swój stół. Częściej też sięgam po różne rodzaje mięs, ryb czy owoców morza, które w Polsce omijałam szerokim łukiem, a to ze względu na cenę, a to ze względu na niewiadome pochodzenie. A szkoda, bo Polska jest krajem, który od wieków mógł się poszczycić wspaniałą żywnością, doskonałymi serami, mlekiem, wspaniałym drobiem czy dziczyzną – jednym słowem, jest się czym pochwalić i z czego korzystać. Tylko dziwnym trafem rodzime produkty znikają stłamszone przez te tańsze, modniejsze, zagraniczne. Ech, Do kraju tego… tęsknię do domu.
½ kg wołowiny bez kości (najlepiej troszkę tłustszej części)
2 gałązki rozmarynu
skórka i sok z cytryny
2 czerwone papryczki chilli
2-3 łyżki ziaren zielonego pieprzu
4 ząbki czosnku
½ szklanki oliwy z oliwek
sól
2 gałązki rozmarynu
skórka i sok z cytryny
2 czerwone papryczki chilli
2-3 łyżki ziaren zielonego pieprzu
4 ząbki czosnku
½ szklanki oliwy z oliwek
sól
Wołowinę myjemy i kroimy w kostkę wielkości 2x2 cm, układamy
w niewielkim naczyniu. Pozostałe składniki (za wyjątkiem soli) drobno siekamy i
mieszamy ze sobą tworząc marynatę, którą zalewamy mięso. Całą miksturę
szczelnie przykrywamy i wkładamy do lodówki na minimum 12 godzin. Tuż przed
grillowaniem mięso solimy i nadziewamy na namoczone wcześniej w zimnej wodzie
patyczki do szaszłyków. Grillujemy w zależności od upodobań – ja dostaję ataku
paniki na widok krwistego mięsa, więc obsmażałam je po 6 minut z obydwu stron,
co chwilę podlewając marynatą lekko rozcieńczoną wodą. Podałam z ryżem, ale
doskonale sprawdzi się z pieczonymi ziemniaczkami, a nawet w bagietce z
odrobiną ostrej musztardy.
Ach, ten zalotny rozmaryn na gałce ryżu... |
Jeden ze sposobów na szarość - rysunek na murze obok Katedry N.M.P. w Killarney |
Krowy rasy Angus pasące się w parku narodowym - najlepsza i najczęściej spotykana wołowina. |
Pozory trzeba zachować - Łasuch (znany również jako Tomasz) udaje, że świeci słońce :) |
Wyglądają przepięknie, a smakują z pewnością jeszcze lepiej. Miałam okazję robić wołowe szaszłyki z grilla, tyle, że z mielonego mięsa
OdpowiedzUsuńhttp://www.zgrilla.pl/azjatyckie-szaszlyki-z-mielonej-wolowiny/
Następne będą te :)