Konkurs się skończył, odpowiedź była jedna i niestety nieprawdziwa – nie o kapustę z grochem chodzi. W każdym razie dziękuję Ci Paula za zainteresowanie i poświęcenie czasu. Kołomyja tudzież kałyna nie jest to także coś co koła myje, ale wielkie brawa dla Agi za pomysłowość. Kołomyja, inaczej kałyna to przyrządzana na ostro huba z drzewa czereśniowego – regionalny przysmak, który miałam przyjemność spróbować podczas pewnego pobytu w Tłustomostach, nieopodal Raciborza – w smaku jakby delikatna golonka, lub cielęcina (podobno, bo cielęciny nie jadam), no pychota. Może kiedyś uda mi się zdobyć na nią przepis, wtedy na pewno się nim podzielę.
Dziś bez przemyśleń. Zamarynowałam melona, zrobiłam czekoladowe pralinki. No i gulasz. Z czerwonej soczewicy. Nigdy bym nie powiedziała, że to będzie takie dobre, zresztą, sami spróbujcie:
1 pęczek włoszczyzny (marchew, pietruszka, seler, 2 gałązki lubczyku i przepołowiona i przypalona na suchej patelni cebula)
½ szklanki czerwonej soczewicy
1 mała pierś z kurczaka (albo pokrojone w kostkę tofu – najlepiej pieczone)
duża cebula
szczypta białego pieprzu
łyżeczka czubrzycy zielonej (bułgarska przyprawa do kupienia w sklepach)
łyżeczka przecieru pomidorowego
2 suszone papryczki chilli
sól do smaku
Włoszczyznę zalewam wodą (około 1,5l) i gotuję, po pół godzinie dodając soli i zostawiając na małym ogniu przez 15 minut. W tym czasie na rozgrzany tłuszcz wrzucam pokrojonego w kostkę kurczaka (obtoczyłam go troszeczkę w mące kukurydzianej, ale to niekonieczne) i zalewam soczewicę wrzątkiem, zostawiając ją tak na 20 minut. Do kurczaka dodaję posiekaną cebulę i czekam aż się zeszkli ale nie zezłoci, a gdy to nastąpi zalewam całość przygotowanym bulionem z warzyw i zostawiam pod przykryciem na ok. 5 minut. Odcedzam soczewicę, dorzucam ją do garnka z kurczakiem, cebulą i bulionem wraz z papryczkami. I tak to sobie bulgoce radośnie aż się soczewica rozleci zagęszczając sos. Na koniec dodaję soli, pieprzu, czubrzycy oraz przecieru. Voila!, jak mówią amerykany – harosze jedzenie gotowe. Podałam je z kluskami koperkowymi (czyli normalne kluski śląskie z posiekanym koperkiem jako jednym ze składników ciasta) i czerwoną rzodkiewką. Naprawdę warto spróbować.
Wybaczcie mi moi mili dzisiejszą grafomanię, ale przez okres „przedsesyjny” spałam wczorajszej nocy zaledwie 1,5 godziny, po czym nieustraszenie udałam się na małą bitewkę z dr Jadwigą K., którą bardzo cenię, ale życzę jej szybkiego pójścia na emeryturę…
Na koniec chciałabym jeszcze serdecznie pogratulować pewnym Paniom stąd: http://makaroniary.blogspot.com/ za zasłużone wyróżnienie jako blog tygodnia na ugotuj.to i zaprosić do tegoż to bloga obserwowania, bo warto, oj warto!
Dobranoc…
Przyznam się ,że też zastanawiałam się nad kołomyją ale nie mogłam na nic sensownego wpaść ;))
OdpowiedzUsuńMmm ;) Obiad pyszny i na pewno doda Ci energii przed sesją. Życzę powodzenia z Panią Jadwigą :P
a mnie najbardziej zaciekawił zamarynowany melon.. :-)
OdpowiedzUsuńten melon zamarynowany brzmi świetnie :)
OdpowiedzUsuńooo czegos takiego jeszcze nie jadłam, choc soczewicę lubię.
OdpowiedzUsuńzapraszam do mojego konkursu z okazji Dnia Matki
http://smakuje.blox.pl/2010/05/Moj-Dzien-Matki-odslona-2-oraz-KONKURS.html