środa, 23 czerwca 2010

Swojska wędlina drobiowa wędzona w woku.


Tak sobie ostatnio oglądałam TIWI i tamże dwie słabo atrakcyjne kobiety namiętnie usiłujące być zabawne zbiły mnie z tropu. Dowiedziałam się bowiem od nich, że jak się chce to można i w domowym zaciszu trzasnąć sobie ekstra szyneczkę, a nie czekać i się prosić aż Tato uruchomi swoją działkową wędzarnię – bo trzeba mu przyznać, że ważniejsze rzeczy ma na głowie jak moje kulinarne fanaberie. Do czego zmierzam, pogłówkowałam, pokręciłam się i wymyśliłam. Kupiłam dwie piersi z kurczaka i postanowiłam uwędzić je w domu. Mama Walentyna do tej pory o tym nie wie, choć już dawno po fakcie, bo i po co ma się w krzyczeniu przemęczać, że w dekiel mi bije, że widzimisię i tym podobne. Tak więc Najmilejsi przepis Wam podaję, na małe arcydzieło – bo z Łasuchowych ust padło, że to najlepsze co w życiu przyrządziłam, a przyrządzałam rarytasy największe – wędlinę drobiową wędzoną w woku.




2 duże piersi z kurczaka

łyżka soli

łyżka ziół prowansalskich

łyżka czegotamchcecie (ja dałam przyprawę przywiezioną z Ukrainy, ale za chińskiego boga nie wiem co w niej było)

2 ząbki czosnku

Do domowej „wędzarni”:

wok

folia aluminiowa

suche jak pieprz patyczki z drzewa wiśniowego

spora garść wędzonej herbaty

2 łyżki cukru



Dzień wcześniej umyłam piersi z kurczaka, wysuszyłam je ściereczką i natarłam solą i przyprawami, po czym wsadziłam do miski i szczelnie okryłam woreczkiem foliowym. Wstawiłam do lodówki a na wierzchu ułożyłam garnuszek ze smalcem, żeby się cyce ścisnęły z tą miksturą, co to je wysmarowałam. No i poszłam spać. Nazajutrz jak Mama Walentyna opuściła mieszkanie i zostałam w nim sama, bo Taty i Łasuszyska nie było, wyciągnęłam woka, wyłożyłam go folią aluminiową a na nią nasypałam cukru, garstkę patyczków i herbaty, zainstalowałam w tym wkładkę do gotowania na parze i na niej położyłam wyciągnięte chwilkę wcześniej z lodówki piersi z kurczaka, związane razem sznurkiem. Przykryłam woka i włączyłam palnik na dużym gazie. Dałam się temu 15 minut pomęczyć, po czym na kolejne 10 zmniejszyłam ogień i wyłączyłam go, trzymając całość jeszcze 10 minut pod przykryciem. W tym czasie zrobiłam mocny napar z wędzonej herbaty i przecedziłam go. Wyjęłam wędlinę i wsadziłam ją na chwilę do herbacianego wywaru, wyciągnęłam i zostawiłam do ostygnięcia. W tym czasie Łasuch nakrył mnie w pięknie pachnącej tym moim wędzeniem kuchni… no dobra, śmierdzącej jak jasna cholera. Po czym pokroiliśmy domową kurzą szynkę i wtrąchnęliśmy z razowym chlebem w przeciągu kilku chwil. Najważniejsze, że udało mi się wywietrzyć dom, przed Mamowym powrotem…

12 komentarzy:

  1. Nie wiem czy oglądałam te same panie w tiwi, ale takiej rewii sztucznych uśmiechów to dawno nie widziałam :D
    Szynka za to prezentuje się wzorcowo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Olu ogromnie mnie zachęciłaś. Od dawna miałam ochotę sobie tak rybkę uwędzić, ale zastanawiałam się czy to nie pic z krótkim czasem wędzenia, a tu proszę pierś w pół godziny. Teraz mogę uwierzyć w to, że rybce wystarczy 10 min. Dzięki

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawy ten pomysł na wykorzystanie woka!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja brokuła dałam al dente, lekko twardawego. Można ugotować al dente i dodać więcej sosu, ale to zależy od preferencji - ja nie lubię jak mi za dużo sosu gdzieś pływa. Myślę że taki miękki mógłby oblepić makaron...

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam z napięciem... Gdzieś już widziałam przepis na wędzenie mięsa w woku, ale dzięki za dokładny opis. Pomysł wykorzystam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Olu, ja najchętniej makrelkę. Na smród się przygotuję, kuchnię odizoluję, alarmy przeciwpożarowe powyłączam. Mam zamiar użyć mieszanki cukier-ryż, albo kupię sobie u Chińczyków wiórki do wędzenia - może śmierdzą mniej, jeszcze muszę wynaleźć coś co szczelnie przykryje wok.

    OdpowiedzUsuń
  7. Olu, ja najchętniej makrelkę. Na smród się przygotuję, kuchnię odizoluję, alarmy przeciwpożarowe powyłączam. Mam zamiar użyć mieszanki cukier-ryż, albo kupię sobie u Chińczyków wiórki do wędzenia - może śmierdzą mniej, jeszcze muszę wynaleźć coś co szczelnie przykryje wok.

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajna!
    Tylko gdyby te nasze kurczaki nie były tak nachemizowane..
    aczkolwiek ja je lubię i przepis sobie zapisuję:)
    Pozdrówka ciepłe

    OdpowiedzUsuń
  9. He he, jeszcze nigdy nie wędziłam w kuchni nic :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajne. Bardzo mi się podoba przepis. Jeszcze nigdy nic nie wędziłam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i zapraszam do wypróbowania moich przepisów :] Komentujących nie posiadających konta (komentujących jako Anonimowy) proszę o podpisanie się w treści komentarza.